poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 4. Ona

Czekałaś.
Jak zawsze czekałaś.
Czekałaś na Nią.
A kiedy wreszcie przyjdzie,
tak jak zawsze wsiądziecie do tego samego pociągu,
i jak zawsze pojedziecie. Razem.
Gdy będziecie jechać, Ona będzie opowiadać historie.
Historie, które słyszałaś nie raz, nie dwa.
Lecz Jej nie przerwiesz.
Nie odważysz się.
Bo nawet jeśli znasz to wszystko na pamięć,
to będziesz chciała usłyszeć je jeszcze raz.
I jak zawsze, złośliwie przekręci twe imię.
A ty Ją skarcisz  dla zasady.
Ta monotonia życia wcale ci nie przeszkadzała.
Nie przeszkadzała, bo miałaś pewność, że w tej monotonni
będzie Ona.
Jak zawsze, ta sama, nie zmieniona.
Właściwie to lubiłaś tę monotonię.
Pragnęłaś jej.
Lecz czułaś, że wkrótce się to zmieni.
Czułaś to w każdym podmuchu wiatru.
W każdym promieniu słońca.
Z każdym przełknięciem śliny.
Bo nic nie trwa wiecznie.
To sobie wmawiałaś,
lecz nie chciałaś zakłócać tej rzeczywistości.
Jednak postanowiłaś.
Chodź nie była to łatwa decyzja.
Podjęłaś ją ze świadomością,
że te bursztynowe oczy nie będą patrzeć tak samo,
a czarne włosy nigdy nie będą ułożone tak samo.
Lecz musisz zaryzykować.
Musisz wykorzystać tę szansę.
I zacząć życie
na nowo.


- Miko! Miko Kanade!
Obudziłam się z nostalgii. Ten głos... Taki wspaniały. Anielski. Jeśliby ten głos się zmienił – nie wybaczyłabym sobie tego. Lecz...
- Mika…! – Podbiegła do mnie mała dziewczynka. Moja przyjaciółka.
- Mówiłam, żebyś tak mnie nie nazywała– mruknęłam pod nosem i odwróciłam wzrok. Nie potrafiłam jej karcić z zimną krwią.
- Ach, Mika, nie gniewaj się. Proszę... – powiedziała błagalnym głosem i tak samo spojrzała. Skierowałam wzrok na nią, zarumieniłam się i znów odwróciłam oczy. Nie potrafiłam, cholera, nie potrafiłam.
- Nie gniewam się – powiedziałam przez naburmuszone usta.
Dziewczyna o czarnych włosach uśmiechnęła się i przytuliła do mojej ręki. Zarumieniłam się jeszcze bardziej. Rozległ się głos oznajmiający przyjazd pociągu. Wsiadłyśmy do maszyny i weszłyśmy do przedziału na samym końcu. Mało osób jeździło w tym miejscu, ponieważ właśnie tu najbardziej odczuwało się zmiany pociągu – czy to prędkości, czy położenia. Nigdy mi to nie przeszkadzało. Liczyło się, że mogę być z nią, sam na sam. Usiadłyśmy obok siebie. Położyła swoją głowę na mym ramieniu.
- Victoria...
Spojrzała na mnie pytająco. Jezu, nie patrz tak na mnie...
- Ee... – zacięłam się. Przy niej moja elokwencja schodziła poniżej zakładanej normy. Nie potrafiłam jej tego powiedzieć. Wdech, wydech, podskocz i idź spać. – Co robisz po szkole?
- Hmm... właściwie to nic szczególnego. Mam zajęcia z fortepianem i do domu... A co?
No, dawaj! Pokaż, że masz jaja!
- Aa... Mogłabym cię wyrwać na miasto?
Oczy Victorii pojaśniały za pomocą uśmiechu, który oblał jej twarz.
- Jasne! – Ucieszyła się i wtuliła głowę w moją klatkę piersiową. Nie powiem, ale jednak coś tam było. Lecz nie protestowałam. Po chwili, trwającej kilka sekund, Victoria odkleiła się ode mnie i spojrzała z żalem.
- Ale... Nie mam żadnych pieniędzy.
- Nie martw się, wzięłam trochę drobniaków... – Uśmiechnęłam się do niej. Zaplanowałam ten dzień w każdym, najdrobniejszym szczególiku. Chociaż znając Victorię, nie przejdziemy nawet do drugiego punktu, ale nie miało to większego znaczenia. Liczyła się tylko ona.
- Jak zawsze przygotowana! – pochwaliła mnie z uśmiechem i odsunęła się nieznacznie.
No tak... Victoria była dziecinna, ale miała przebłyski dorosłości. Szczególnie w sytuacjach krytycznych. Jednak wtedy nikt nie brał na serio wypowiedzi ”dziecka” – była po prostu, jak na wiek, niska. Traktowałam ją jak moją młodszą siostrę. Jest tak samo słodka, a ja lubię dzieci. Niestety, mam tylko starszego o cztery lata brata.
 Drzwi wagonu rozsunęły się i do środka chwiejnym krokiem wszedł starszy mężczyzna. Po jego wyglądzie i zachowaniu można było stwierdzić, że jest pijany. Spojrzałam na Victorię, która nagle złapała się mnie kurczowa. Drżała i naraz zbladła. Nic dziwnego – jej ojciec chodził ciągle podpity i bił ją. Trauma nadal nie minęła, choć oprawca nie żyje od przeszło siedmiu lat. A ja, jako jej starsza siostra, poczuwam się do obrony Victorii.
 Mężczyzna popatrzył na nią, a ja poczułam, jak paznokcie wbijają mi się w ramię. Wstałam, chwyciłam Victorię za rękę i zdecydowanym krokiem wyszłam z przedziału.
 Victoria odetchnęła z ulgą.
- Dzięki...
- Polecam się na przyszłość.
Podałam jej torbę, którą wzięłam przy okazji opuszczenia przedziału, a sama zarzuciłam teczkę na ramię. Pociąg stanął i wyszłyśmy.
 Po dziesięciu minutach marszu przeszłyśmy mur szkoły. Nic się nie zmieniło.
***
- To co? Idziemy?
Właśnie wyszłyśmy ze szkoły. Victoria nie mogła się doczekać naszego wypadu do
centrum. Miko, chłopie weź się w garść!
Skinęłam głową i ruszyłam na podbój miasta. Nie przeszłam pięciu kroków i  zostałam brutalnie zatrzymana na mojej drodze. Wpadłam na kogoś i zaliczyłam stosunek z podłogą. Otworzyłam oczy i momentalnie odsunęłam głowę przerażona. Jakaś ręka starała się wydłubać mi oczy. Dłoń pozostała w bezruchu. Hmm...? A może się mylę? Spojrzałam nieco wyżej i ujrzałam długowłosego blondyna o złotych oczach. Pochylał się nade mną.
- Wszystko w porządku?
Podałam mu rękę i za jego pomocą wstałam. Victoria stała obok i patrzyła ze zmartwieniem.
- Przepraszam, to moja wina...
Zarumieniłam się. Nie patrz tak, proszę...
- Nie, nic się nie stało – odpowiedziałam drżącym głosikiem. Złapał mnie za głowę i przybliżył do swojej. Nie patrz tak... Victoria, mówię coś!
- Blado wyglądasz.
Ten gościu ma coś nie tak z głową? Moja twarz przybrała kolor dorodnego buraka, a on mi chce wmówić, że jestem blada?
- Dziękuję za troskę, ale muszę już iść. – Wyrwałam mu się i odeszłam od chłopaka. Był trochę zawiedziony nieudanym podrywem. Pomachał na pożegnanie i poszedł w swoją stronę. Victoria patrzyła za nim, jak wół na malowane wrota.
- Vicky... – Zmartwiłam się. Nigdy ni oglądała się na facetów. Czyżby... – Victoria!
Podeszłam do niej i pomachałam ręką przed oczami. Ocknęła się, jakby przebudzona z tarasu.
- Co? – spytała głupio.
- Idziemy?
- A, no…
Poszłyśmy na miasto. Dziwne. Bardzo dziwne. Nigdy tak nie reagował na chłopaka.  To było w jej przypadku prawie nienormalne. Nie żeby wolała dziewczyny, ale nigdy nie...

Chodziłyśmy po przeróżnych sklepach. Od ubrań, poprzez zabawki, na sportowych
kończąc. Po trzech godzinach miałyśmy dwie pełne torby najróżniejszych przedmiotów. Victoria ma dwa misie (psa i dużą małpkę), książkę z nutami, ołówki i brązową czapkę. Ja szczyciłam się skórzanymi rękawiczkami, czarną bluzą z beżowym cicikiem (puszek) przyszytym do płaszcza i breloczek z napisem I ♥ YAOI. Przechadzałyśmy się po parku i podziwiałyśmy chwasty oraz poobgryzane rośliny zwane potocznie przyrodą. Rozsiadłam się na ławce, a Vicky przycupnęła obok mnie. Popatrzyłam na nią. Zrobiło się ciemno. Z ust dziewczyny wydobył się cichy jęk.
- Co jest? Zimno ci? – Zmartwiłam się.
- Nie... – odpowiedziała cicho. – Słońce.
Spojrzałam w kierunku naszej gwiazdy. Zasłaniały ją chmury.
- A był taki piękny zachód!
Dziewczyna ciężko westchnęła, a ja uśmiechnęłam się nieznacznie. Victoria była
bardzo wrażliwą, młodą pianistką. Od pięciu lat gra na fortepianie. aktualnie jest w stanie zagrać wszystkie koncerty fortepianowe Beethovena bez nutki fałszu. Ma dziewczyna talent, ale najprawdopodobniej go zmarnuje – przyszłości nie wiąże z muzyką. Właściwie to jej wybór, ale nie mogę tej myśli znieść. Osobiście nie wiem, jaki zawód wybierze, (straciłam rachubę po czternastej propozycji). Myślę, że to coś będzie związane z przyrodą.
Nagle Victoria złapała mnie za rękę.
- Patrz!
Wszystko wokoło oblał złoty blask. Odwróciłam głowę w stronę przyczyny światła i  ujrzałam przepiękny widok. Pomarańczowe już słońce bajecznie oświetlało chmurę, która przed chwilą zasłaniała je. Pomieszanie niebieskiego, pomarańczowego, białego i fioletowego dawały wspaniałe wrażenie, jakby z innej planety. Nie ekscytuję się naturą, ale ten widok mnie ujął. Jakby ze snu.
Z podziwu wyrwała mnie Victoria, która mocniej ujęła moją dłoń. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Gapiła się na mnie badawczym wzrokiem. Po chwili zebrałam się w sobie.
- Victoria...
- Miko...
Spojrzałyśmy na siebie zaskoczone.
- Mów pierwsza – powiedziała szybko Victoria.
- Nie, ty...
- Mów.
Wspomniałam już, że nie potrafię się z nią kłócić?
- No więc... – Zająknęłam się. Nie mogę jej tego powiedzieć! Nie potrafię, nie chcę!
Boże, jeśli gdzieś tam jesteś to pomóż! Poczułam, jak robi mi się słabo, zabrakło mi oddechu, a oczy zaszkliły się łzami. Bałam się. Bałam się, że mnie odrzuci. Nie potrafię inaczej tego opisać – po prostu strach. Victoria była wystraszona, widząc, co się ze mną dzieje.
- Miko... wszystko w porządku? Co ci jest?
- N-nic... Zaraz mi przejdzie.
Odwróciłam się od niej i próbowałam uspokoić serce, które zaczęło łomotać jak u  myszy. Zaczęłam głęboko oddychać. Słońce już prawie schowało się za horyzontem. Usiadłam przodem do Victorii i zacisnęłam dłonie. Jeśli masz to powiedzieć, to teraz!
- Victoria... jestem lesbijką i zakochałam się w tobie. – Wypaliłam na jednym wydechu. Poczułam, jak bardzo szybko się rumienię.
Dziewczyna wyglądała na oszołomioną. Zrozumiałam, że palnęłam coś głupiego i  mnie nie zaakceptuje.
- Przepraszam... – Wstałam i odwróciłam się od niej. Patrzyłam na ostatnie promienie słońca, powstrzymując płacz. – J-jak nie możesz mnie zaakceptować, zrozumiem... Nie wymagam od ciebie...
- Miko! – Victoria też wstała. Nie chciałam na nią spojrzeć. – Spójrz na mnie.
- Nie – powiedziałam słabym głosem.
- Spójrz!
Spojrzałam. Miałam mocno zaciśnięte usta, żeby się nie rozpłakać. Widok, który  ujrzałam, poraził mnie. Victoria płakała. Patrzyła na mnie a łzy swobodnie spływały jej po policzkach.
- Ty głuptasie... Czemu mi wcześniej o tym nie powiedziałaś?
Też się rozpłakałam. Przytuliłam ją mocno. Już rozumiałam. Już wszystko stało się dla
mnie jasne. Przez moją głupotę omal nie straciłam tego, co jest dla mnie najważniejsze. Przez jeden, głupi błąd, jedną myśl...
Stałyśmy tak i płakałyśmy. Nic nam więcej nie było potrzebne. Płakałam, lecz nie był to płacz smutku, tylko ulgi i radości. Poczułam, jak kamień spadł mi z serca.
***
Było już ciemno. Wracałyśmy już do domu, trzymając się za ręce. Byłam szczęśliwa jak nigdy w życiu. Upajałam się każdą chwilą i najdrobniejszym szczegółem tej wędrówki. To było coś wspaniałego.
- Victoria...
- Tak? – Spojrzała na mnie. Też się uśmiechała.
- Czemu się tak za tym facetem oglądałaś?
- Za którym?
- Jak wyszłyśmy ze szkoły... Ten, który mnie potrącił.
- Aaa...! Ten! Em... No bo...
- Bo...?
Victoria odwróciłam wzrok. Wyglądała na speszoną.
- Bo miał taką fajną bransoletkę!
Westchnęłam głęboko. Tak, Victoria to zdecydowanie dziecko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz