Akihito wraz z drużyną Little Nagasaki wrócił na ławkę. Byli w ofensywie. Miotacz przeciwników rozpoczął rozgrzewkę.
- Przeciętniak – stwierdził Yumi Natsu, miotacz.- Jak myślisz, Tashima?
- Yhym – przytaknął najlepszy wybijający i pierwszobazowy, potężnie zbudowany Tashima Shiroi. – Ale nie można go nie doceniać.
Każdy się na niego popatrzył, nawet trener, czekając na rozwinięcie tej myśli. Tashima miał kapitalny wzrok i zmysł basballowy. Dlatego był kapitanem drużyny. Chociaż z drugiej strony – zawsze tak mówił.
- Może i ma przeciętną szybkość, ale ma asa w rękawie. Narzuca kapitalne change-upy.
- Ale to wybijesz? – spytał Yamaki Koru, trzeciobazowy.
- Nie tylko ja. Nasz Hattori też nie będzie miał problemów.
Akihito wydał się być zaskoczony tymi słowami.
- Ja?
- Oczywiście. – Tashima uśmiechnął się. – Ale za trzecią kolejką.
Zaczęli omawiać strategię.
- Strike! Strike two! Batter out! – Głos sędziego rozbrzmiał pośród kwietniowego nieba.
- Sorry, nie udało mi się wybić… – powiedział ze skruchą Yumi.
Tashima poklepał go po plecach w geście pocieszenia.
- Nie martw się! Masz oszczędzać siły na narzuty.
- Ale…
- Yu-chan! – Akihito przerwał wypowiedź blondyna. – Musisz nam zaufać.
- Tak, tak – mruknął Hideki Raiseru, łącznik, drugi wybijający.
- Powodzenia! – powiedział Tashima.
Hideki nie odpowiedział, po prostu wyszedł na boisko. Za drugim narzutem odbił. Wyautowali go, gdy biegł do pierwszej bazy. Akihito już szedł do boksu. Zapatrzył się na widownię.
- Takao powinien już tu być… – mruknął chłopak do siebie.
***
Takao poderwał się z łóżka. Sceneria była taka sama jak poprzedniego dnia: chłopak budzi się, leniwie przeciąga, zaspany wzrok pada na zegar, co uświadomiło młodzieńca, iż nie jest po 9:00, jak przypuszczał, ale po 11:00. Jednak tym razem był pewien co do motywacji wstania. A mianowicie jego najlepszy przyjaciel miał mecz. I to nie byle jaki – zaczęły się rozgrywki, więc i eliminacje do mistrzostw. Little Nagasaki po raz pierwszy od dziesięciu lat miała taki mocny skład. Wspaniały strateg i jednocześnie najlepszy wybijający w prefekturze, świetne i zgrane battery oraz dobre zaplecze. Słowem mierzyli po medal. Takao wątpił, czy będą w pierwszej dziesiątce, ale to były jego własne odczucia i z nikim się nimi nie dzielił.
- Gdzie ci tak spieszno, królewno?
Shounsuke siedział w salonie i czytał gazetę. Informacja jego syna, iż już wstał i ma zamiar szybko z domu wyjść, zbudziła go z lekkiej nostalgii, w której przebywał od jakiegoś czasu. Postanowił coś, co była dla niego przełomem w bezsensie codziennego deja vu. Patrzył na poczynania ‘‘córki’’ (jego zdaniem Takao był córką, a przynajmniej z charakteru), która to kręciła się w samej bieliźnie szykując do biegu. 1… 2… 3…
- Akihito ma mecz! Wychodzę!
Shounsuke się uśmiechnął.
- Mogłeś wziąć rower… – stwierdził i powrócił do lektury gazety.
Takao biegł co sił w nogach. Czemu stadion jest tak daleko?! … Czemu jestem taką ciotą?! Nawet nie potrafię prawidłowo budzika nastawić!
***
Wbiegłem po schodach na widownię. Zatrzymałem się, gdy zobaczyłem sytuację na boisku. Miotacz wyglądał na zmęczonego. Baaardzo zmęczonego. Nic dziwnego, tablica wyników pokazywała dziewiąty inning. Moje oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. Little Nagasaki miała pięć punktów, a Kuma Nagasaki (ich przeciwnicy)… zero. Sytuacja na boisku i poddenerwowanie przegrywających uświadomiło mnie o jednym – perfekcyjny mecz. Zdziwienie osiągnęło zenitu, kiedy spostrzegłem, że grają bez Tashimy na pierwszej bazie – ich najlepszego pałkarza. Wskaźnik szacunku dla drużyny Little Nagasaki gwałtownie wzrósł i pokazał MAX. Do boksu wszedł pierwszy pałkarz tej zmiany. Jego koledzy podnosili go na duchu okrzykami. Usłyszałem, że nie mówią, żeby zdobył punkt. Chodziło teraz tylko o to, by przerwał perfekcyjny mecz.
- Dostań się jakoś na bazę!
Jednak pałkarz nie był pewny, czy da radę zdobyć bazę. Ba! Nie był nawet pewny, czy zdoła ustać na nogach. Starał się nie okazywać strachu. Nie udawało mu się.
- Nie martw się, dotrzesz na bazę – powiedział Akihito. Pałkarz dopiero po chwili uświadomił sobie, czemu łapacz to powiedział, ale było już za późno.
Catcher wstał i pokazał miotaczowi, by narzucał poza strefę. Pałkarz (przy okazji i cała jego drużyna) byli przerażeni. Teraz na pewno nam się nie uda – myśleli.
Czemu ich myśli były takie czarne? To proste. Miotacz musiał być bardzo pewny siebie, by oddać za darmo bazę w najprawdopodobniej ostatnim inningu, w którym można odmienić losy całego meczu. Po prostu nie było szansy, by mecz nie zakończył się spektakularnym no-hit, no-run. Nawet jeśli mieliby biegacz na bazie, to niezbyt wiele to da, skoro nie wybiją, prawda?
Słońce znikło za ciemnymi chmurami. Powiał chłodny wiatr, który poruszył drzewami w lesie nieopodal. Zrobił się ciemno i mrocznie, co podniosło tylko napięcie panujące na stadionie. Zapadła cisza.
Kolejny pałkarz nieśmiało podszedł do boksu. W jego postawie można było dostrzec strach. Powoli ustawił się w pozycji do odbijania. Miotacz uniósł ręce. Wydawało się, że piłka którą narzucił, jak kula armatnia, która zostaje wystrzelona na wrogie oddziały nieprzyjaciela; jak piękny i dumny ptak szybujący po błękitnym niebie, tak biała kula przemknęła z prędkością światła i znikła z głośnym, pustym echem w odmętach mittu.
Odbijający przewrócił się pod wpływem prędkości narzutu. Był blady jak trup. Robiło to kapitalne wrażenie. Wszyscy w Kuma Nagasaki jakby zaniemogli. Gdy pałkarz się podniósł, wspomagając się kijem i ustawił, miotacz znów narzucił. Ta wspaniałość postawy, te perfekcyjne ułożenie… Aż chciałem oglądać taką grę.
BUUUM!!!
Ptaki z głośnym łopotem skrzydeł i krakaniem poderwały się z wierzchołków drzew.
Kolejny pałkarz zmierzał w stronę bazy domowej.
- Jeszcze jeden! Jeszcze jeden! – krzyknął Tashima z ławki rezerwowych.
Ostatni pałkarz stanął w boksie. Czwarty wybijający. Jeśli się bał, to tego nie okazywał. W ogóle nic nie dało się wyczytać z jego twarzy. Ewentualnie zawzięcie i pewność siebie. Nowość. Tylko on z całej drużyny był wstanie się uspokoić. Yumi, miotacz, uśmiechnął się. Nareszcie godny przeciwnik.
***
Cała Little Nagasaki uśmiechnięta wparadowała do restauracji, a ja wraz z nimi. Lubiłem spędzać czas z tą drużyną. Wszyscy tu byli wyjątkowi, poczynając od miotacza, przez zapolowych i kończąc na łączniku. Większość to geje. Ciekawe czemu?
Usiedliśmy przy kilku stołach. Ja ułożyłem swe mości cztery litery obok Akihito i Tashimy. Naprzeciwko siedział Hideki. Ten ostatni był niski i do złudzenia wyglądał jak kobieta.
- Dobra, jeszcze raz.
- Jeszcze nie załapałeś? – odpowiedział pytaniem Akihito.
- Przykro mi, mój mózg ogłosił strajk głodowy i zażądał podwyższenia ilorazu inteligencji.
- Takao! – Hattori się wkurwił. Nawet walnął ręką w stół.
- No co? – bąknąłem, domagając się wyjaśnień.
- Schowaj swoje polskie korzenie głęboko pod glebą i przysyp je ziemią.
Mina are you kidding me? i ogólny śmiech zgromadzonych wokół stołu numer numer. Taa,
śmiejcie się. Popamiętacie wy mnie, grzeszni śmiertelnicy. A potem żelki zapanują nad światem! Nuahahahaha!
- Co sobie państwo zamawiają? – Podeszła do nas kelnerka w skąpej spódniczce, fartuszku i z notesikiem w ręku. Miała jasne włosy związane z tyłu wstążką. Wyglądałaby czarująco, gdyby była w moim typie.
- Możesz poczekać jeszcze chwilkę, skarbie? – spytał Tashima, uśmiechając się promiennie.
Tak… Tashima chyba jako jedyny miał normalną orientację i jeszcze ją okazywał. Tylko czemu musiał to tak okazywać? Niby nic nie miałem do hetero, NIBY ja też nim byłem, ale… jakoś mi to przeszkadzało. Nie podobała mi się myśl, że chłopak i dziewczyna… Ble! Nie chcę zwymiotować, a przynajmniej nie przed jedzeniem. Nie wiem czemu mnie to tak odraża. Nawet już jako dziecko, gdy widziałem na filmach, jak się całowali, to odwracałem wzrok. Heterofobia? Bardzo możliwe.
Kelnerka zarumieniła się i bez słowa poszła obsługiwać resztę klientów.
- Uwielbiam, jak tak reagują.
Akihito podsumował stwierdzenie Tashimy walnięciem go w głowę.
- Ał!
- Nie ze mną te numery, Bruner.
- Ta, tak, yaoi rulezz >___>’’
- Z sercem!
Pierwszobazowy wstał i wydarł się na całą restaurację:
- I LOVE BOY X BOY!!!
Usiadł z powrotem. Nastała niezręczna cisza nie tylko przy naszym stoliku, ale i ucichły rozmowy nawet przy barze. Wszyscy patrzyli ze zmieszaniem na Tashimę. No, oprócz Akihito.
- Dziękuję za uwagę – mruknął Tashima i zaczął przeglądać menu.
- No i o to chodziło! – Akihito poklepał czarnowłosego po plecach, lecz ten nie podzielał entuzjazmu catchera.
Bajecznie to wyglądało, ponieważ Tashima starał się ukryć twarz i rumieńce za kartą
dań, a mój przyjaciel nie przerywał czynności klepania, uderzając rytmicznie w kręgosłup tamtego, co wywoływało ciche echo z wnętrzności pałkarza.
Po kilku minutach przydreptała do nas ta sama kelnerka (która patrzyła się dziwnie na Tashimę), Akihito zaprzestał czynności, ale Tashima nadal chował twarz w menu. Cieszę się, że trener zgodził się zapłacić również i za moją porcję. No cóż… jestem prawie jak część drużyny. Prawie.
Większość zamówiła jakieś mięsko, warzywa i soczek. Yumi popisał się elokwencją i stwierdził, że jest wegetarianinem oraz że obrzydza go to, z jaką przyjemnością jemy zwierzęta. Może i bym się skusił na zostanie jego kompanem w polepszaniu świata, ale jest jeden mały szczególik – nie lubię warzyw. Ale może kiedyś?
- To mogę w końcu się dowiedzieć, co się stało?
- O dio o o… – zaczął Akihito z pełnymi ustami.
- Skończ ta odę do litery o i powiedz coś w znanym mi dialekcie!
- Obra, dobra!
Chłopak przełknął i zaczął opowiadanie poprzedzone niecenzuralnymi słowami o błyskotliwości jego przyjaciela, czyli zapewne mła.
- Tamten pałkarz, Matsushita, starał się odbić. Pierwszą piłkę tylko zobaczył. Drugą chciał odbić, ale… Przyparliśmy go do muru. Tyle, że właściwie było było na odwrót, a przynajmniej on tak myślał. Gdyby to była ta sama piłka – odbiłby. Jednak nie docenił swoich przeciwników. – W tym miejscu Akihito się uśmiechnął. – Od tygodni trenowaliśmy z Yumim nad forkballami. Cóż… jeszcze ich nie wyćwiczyliśmy, ale jak widać, przynosi to efekty.
- Zbyt duże ryzyko – wtrącił się Tashima.
- Ale wyszło! – podniósł głos Akihito.
- Ale mogło nie wyjść!
- Ale wyszło!
- Ale mogło nie!
Tashima i Akihito zbliżyli się do siebie głowami i piorunowali wzrokiem. Znalazłem
się w dość niewygodnej pozycji, bo akurat siedziałem pomiędzy nimi. Echh, taki to mój los…
- Możecie się zamknąć? – spytałem.
Obaj jednocześnie odwrócili w moją stronę swe mordercze spojrzenia i jednocześnie krzyknęli.
- Cisza!
- Sorry…
Zapewne kłóciliby się jeszcze tak długo, gdyby nie Yumi. No cóż… khem… właściwie
to ich uciszył… ale… nie znalazł innego sposobu? Niby mi nic do tego, ale… tak jakoś poczułem dziwne ukłucie w sercu.
Yumi oparł się o stół, odwrócił głowę Akihito do siebie… i go pocałował. Hattori był
strasznie zaskoczony, jak i wszyscy. Tashima z wrażenia się zamknął i jego podbródek odbył stosunek z podłogą.
- Nareszcie się wyciszyliście – stwierdził Yumi i jak gdyby nigdy nic powrócił do konsumowania.
- Czemu to zrobiłeś?! – Akihito zarumienił się i miał pretensje, że został pocałowamy na oczach wszystkich. Jeśli miał wąty właśnie o to, to nie wiem co oni robią jak są sami. I nie chcę wiedzieć.
Teraz to Akihito z Yumim zaczęli kłótnię. A właściwie tylko Hattori, bo miotacz wydawał się w ogóle nie zainteresowany sprawą. Akihito zaczął krzyczeć i się wydzierać. A Yumi? Jadł sobie spokojnie swoje warzywka. Jakbym był na miejscu Akihito, to raczej nie zapanowałbym nad sobą. Wiem, że to było zrobione, by się uciszyli, ale nawet mnie nie spodobał się ten sposób. Hattori wstał i wkurwiony wyszedł.
- Akihito! – krzyknąłem za nim.
Za odpowiedź posłużył mi trzask drzwi. Zaraz, jak można trzasnąć automatycznymi
drzwiami? Może mi się coś przewidziało.
- Zostaw go – stwierdził nonszalancko Yumi.
- Nie! – Postanowiłem wziąć stronę przyjaciela. – Nie powinieneś go tak traktować! Akihito!
Wybiegłem za łapaczem. Zachowanie Yumiego mi się nie podobało. Zdecydowanie.
O co mu chodzi? Co go tak ugryzło? Żeby wkurwić Hattoriego…
Znalazłem go w następnej uliczce. Opierał się bokiem o ścianę, tyłem do mnie.
- Akihito…
- Zostaw mnie! – przerwał mi wyżej wymieniony. – Ty też chcesz mnie wkurwić?!
- Nie…
- Zostaw mnie w spokoju!!!
No tak, to dlatego wybiegł. Zawsze gponoszą go emocje.
- Nigdy cię nie zostawię.
Przytuliłem go mocno i wsłuchiwałem się w jego cisze szlochanie.
- Obiecujesz?
Spytał drżącym głosem. Achh, jest taki słodki, taki niewinny.
- Zawsze będę przy tobie. Obiecuję.
- Naprawdę? – Odwrócił się do mnie. Wtedy zobaczyłem jak bardzo jest zapłakany.
- Zawsze.
Przytuliłem go bardzo mocno, jakby miał za chwilę nastąpić koniec świata, który by rozdzielił nas na wieczność. Mogłem stać tak. Uświadomiłem sobie, że Akihito jest moim sensem życia. I tylko i wyłącznie dzięki niemu to życie ma sens.
Witam. Ja tu z dziwną prośbą, bardzo dziwną.
OdpowiedzUsuńZa zgodą osoby, dla której wykonano dane zamówienie, można pobrać ten szablon. Więc zgadzasz się, bym pobrała go na swojego bloga?
Od razu dodaję, że tylko do końca wakacji, gdyż sama mam u innej dziewczyny zamówiony szablon i ten to taki tylko tymczasowy.
Z góry dziękuję i pozdrawiam.
Zgadzam się, jeśli tylko podasz mi adres bloga i dasz informację, że szablon był zamówieniem dla mnie (taka mała reklama ;p).
UsuńW porządku, jutro ustawię i w ogóle, a adres masz tu:
Usuńcordragon.blogspot.com